„Gdy przystępujesz do czytania o Niepokalanej, nie zapominaj, że wchodzisz wtedy w kontakt z istotą żywą, kochającą cię, czystą, bez żadnej skazy.
Pamiętaj też, że słowa, które czytasz, nie są w stanie wyrazić, kim Ona jest, bo to słowa ludzkie, zaczerpnięte z pojęć ziemskich,
słowa przedstawiające wszystko na sposób ludzki, gdy tymczasem Niepokalana to Istota całkowicie Boża,
stąd poniekąd o całą nieskończoność wyższa od tego wszystkiego, co cię otacza.
– Ona sama objawiać się tobie będzie przez wyczytane zdania i podawać ci myśli, przekonania, uczucia,
których sam autor mógł się nawet nie domyślać”
(św. Maksymilian)
„Gdy przystępujesz do czytania o Niepokalanej, nie zapominaj, że wchodzisz wtedy w kontakt z istotą żywą, kochającą cię, czystą, bez żadnej skazy”
(św. Maksymilian)
Droga do poznania Maryi, naszej Matki, i do zawierzenia się Jej
Od początków chrześcijaństwa uczniowie Jezusa zawsze żywili synowską miłość do Matki Pana. Kościół w swoich dokumentach zawsze podkreślał piękno przyjmowania Maryi do swojego życia oraz to jak ważne jest wpatrywanie się w Nią, aby być autentycznymi uczniami Chrystusa. Spośród świętych, którzy uwierzyli i świadczyli o darze Matki, Maksymilian Kolbe jest jednym z największych. Rozpoczynając tę drogę do zawierzenia, pytamy św. Maksymiliana Kolbego jakie wartości nim kierowały, jakie przesłanie powierza Kościołowi w tym trzecim tysiącleciu? I on nam wyjawia, że kierowały nim trzy myśli przewodnie: Niepokalana, misja, miłość.
Niepokalana
Niepokalana stanowi ideał, który pochłania wszystkie energie Ojca Kolbego. Pozwólmy jemu samemu to powiedzieć: „Niepokalana – oto nasz ideał. Samemu do Niej się zbliżyć, do Niej się upodobnić, pozwolić, by Ona opanowała nasze serce i całą naszą istotę, by Ona żyła i działała w nas i przez nas, by Ona miłowała Boga naszym sercem, byśmy do Niej należeli bezgranicznie – oto nasz ideał” (PMK 1109). Oto ideał Maksymiliana: „Upodobnić się do Niej”. W jednym z listów do przyjaciela, który dzisiaj traktujemy jako zaadresowany właśnie do nas, pisze, że należeć do Maryi, znaczy jakby „stać się Nią samą” (por. PMK 452).
Zawierzenie się Niepokalanej, tak jak nam to proponuje św. Maksymilian Kolbe, nie ma nic wspólnego z przesadną uczuciowością czy pobożnością. Maksymilian trwa w czułej i głębokiej komunii życia z Maryją, która przekłada się na konkretne zadanie naśladowania. Chodzi o „upodobnienie się do Niej”, o to, by „stać się Nią”, po to by miłować Chrystusa tak, jak Ona Go miłowała, i Jej sercem kochać „dzieci”, braci Jej Syna, które Ona przyjęła tam, na Kalwarii. To wyrażenie „stać się Nią”, zawiera dynamizm, każe ruszyć w drogę, zaprasza do tego, by przemierzać szlak ku Bogu, przebyty przez Maryję i spoglądać na fundamentalne etapy Jej wewnętrznego doświadczenia człowieka wierzącego.
Każdy z nas, jako chrześcijanin, jest wezwany do naśladowania Chrystusa. To On jest wzorem! Maryja swoim życiem mówi nam, że naśladowanie Chrystusa jest piękne i jest źródłem radości. Maryja, jako pierwsza z nas starała się upodobnić do Chrystusa, swojego Syna, naśladowała Go w pokornej służbie (por. J 13,13-17), w ufnym zdaniu się na wolę Ojca (por. J 12,27-8; Mk 14,36). Nauczyła się kochać tak, jak On kocha (por. J 13,34). Jednym słowem – stała się piękna pięknem Chrystusa.
Maryja, nasza siostra w wierze, staje się naszą towarzyszką drogi, dzieląc z nami swoje pielgrzymowanie w wierze.
Misja
Druga myśl przewodnia, którą św. Maksymilian dzieli z nami, to „misja”. Misyjny cel ofiarowana siebie Maryi jest specyfiką jego duchowości maryjnej (por. PMK 21). Faktycznie, jest on bowiem jednym z wielkich misjonarzy Kościoła. Misjonarzem żarliwym i nowoczesnym z wielkim marzeniem w sercu: aby cały świat doprowadzić do Boga poprzez Niepokalaną (por. PMK 868 R). Aby zrealizować swoje marzenie, Maksymilian używa najnowocześniejszych narzędzi, jakie wówczas były znane: druk, radio, kino i jest przekonany, że każdy nowy wynalazek musi być użyty w służbie misji (por. PMK 335).
Jest pionierem także we wskazywaniu zadań ewangelizacyjnych właściwych osobom świeckim, w przenikaniu do każdej rzeczywistości życia człowieka, szczególnie do miejsc o największej odpowiedzialności: wychowanie młodzieży, dziennikarstwo, sztuki piękne, ekonomia – bez ostentacji, szukając wyłącznie dobra (por. PMK 76).
Tym, co rzeczywiście Maksymilianowi leży na sercu, jest pragnienie, aby każdy człowiek na ziemi mógł doświadczyć miłości Jezusa. Misja staje się zatem uczestnictwem w macierzyńskiej misji Maryi. Wraz z Nią i tak jak Ona możemy przeżywać radosne doświadczenie „rodzenia Jezusa Chrystusa w duszach ludzkich” (por. PMK 4320). Jak pisze papież Franciszek, „gdy spoglądamy na Maryję, znów zaczynamy wierzyć w rewolucyjną moc delikatności i czułości” (EG 288) i możemy poprzez naszą bliskość, poprzez naszą miłość, poprzez nasze przyjęcie drugiego, pokazywać jak Jezus kocha każdego człowieka.
Święty Maksymilian zatem zaprasza nas, byśmy wraz z dzisiejszym Kościołem dzielili radość głoszenia Ewangelii (por. EG 10) Zaprasza, byśmy to my byli tymi uczniami misjonarzami (EG 120), którzy kontynuują misję Maryi „rodzenia Chrystusa” w sercach.
Miłość
Trzecia myśl przewodnia, którą nam powierza Maksymilian, to miłość. Domyślamy się już, że misja – tak, jak on ją realizował – wymaga dawki szczególnej miłości. W istocie, potwierdzał on, że „miłość do braci jest tym, co przynagla do misji” (por. PMK 301). Chodzi o to, by na świat, na osoby, na człowieka, patrzeć matczynym spojrzeniem, tak jak Maryja w Kanie Galilejskiej. Miłować z czułością Matki. Umiał to robić św. Maksymilian Kolbe, który w obozie koncentracyjnym Auschwitz postępuje jak prawdziwa matka wobec współwięźniów, towarzyszy niedoli. Tam, 14 sierpnia 1941 roku, wyglądało na to, że tryumfowali jego oprawcy. W rzeczywistości tryumfowała jego miłość do człowieka, podobna to tej, jaką miłował Chrystus, który powiedział: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13).
Męczeństwo z miłości jest największym darem, jaki Maksymilian czyni dla Kościoła i dla świata. Świadectwo, jakie wypływa z Auschwitz ma wartość uniwersalną, przemawia językiem, który rozumieją wszyscy ludzie: językiem miłości. Miłość, której Ojciec Kolbe długo uczył się, kontemplując Ukrzyżowanego (por. PMK 845), którą wspaniałomyślnie ofiarowywał w trakcie swojego życia, oddając do dyspozycji inteligencję, umiejętności, kreatywność, zdrowie (słabe!), daje mu siłę, by kochać również w obozie Auschwitz, aż do końca.
Wyruszmy zatem, po śladach Ojca Kolbego, w tę podróż ku przyjęciu daru Matki, by być wraz z Nią i jak Ona, uczniami misjonarzami Ewangelii.
Do osobistej refleksji
Jakie są moje największe ideały? Skonfrontuję je z ideałami św. Maksymiliana
MARYJA MATKĄ (J 19, 25-27)
„A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa,
i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja».
I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie” (J 19,25-27).
Ten fragment Ewangelii według św. Jana jest biblijną podstawą zawierzenia się Maryi, tym miejscem Pisma Świętego, w którym uczymy się przyjmować Maryję jako matkę i żyć jako Jej dzieci. Maryja była darem Jezusa dla nas, a przynależność do Niej – jak uczymy się od św. Maksymiliana Kolbego – wzywa nas do ciągłego wychodzenia z siebie samych, aby kochać tak, jak Jezus nas umiłował.
Jesteśmy w kulminacyjnym momencie życia Jezusa: krzyż. Ewangelista Jan, na początku rozdziału trzynastego swojej Ewangelii, przed opisaniem epizodu z umyciem nóg, pisze: „Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował” (J 13,1). Krzyż jest zatem miłością Jezusa względem nas, bezgraniczną, aż do końca. „Nikt nie ma większej miłości od tej” (J 15,13)! Śmierć Jezusa na krzyżu jest największym znakiem miłości, którą Ojciec od zawsze nas napełniał.
Przy ukrzyżowanym Jezusie zostają nam przedstawione cztery kobiety: Jego matka Maria, Maria z Magdali i jeszcze dwie: siostra Jego matki i Maria Kleofasowa oraz umiłowany uczeń.
Spróbujmy zrozumieć kim jest „umiłowany uczeń”. Tradycja mówi, że jest nim Jan, autor czwartej Ewangelii. Jest bliski sercu Jezusa, jest tym, który podczas Ostatniej Wieczerzy opiera głowę na piersi Mistrza, to jemu Mistrz zwierza się ze swych przypuszczeń co do Judasza, jest wiernym świadkiem, który towarzyszy Jezusowi, widzi wytryskującą krew i wodę, a następnie opowie o tym co się wydarzyło. To on wchodzi z Piotrem do grobu i to on nad Jeziorem Galilejskim rozpoznaje Jezusa jako Zmartwychwstałego. Wreszcie, w dwudziestym czwartym wersie dwudziestego pierwszego rozdziału składa niejako swój podpis pod całą Ewangelią, potwierdzając, że przekazał wszystko co zobaczył, usłyszał, czego dotknął. Umiłowany uczeń to konkretna osoba – Jan, lecz fakt, że imię ucznia nie jest podane, oznacza że uczniem „umiłowanym” jest każdy uczeń, każdy wierzący. Uczeń to ten, kto jest wezwany do naśladowania Jezusa aż po krzyż: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mt 16,24). Ten uczeń szedł za Panem aż pod krzyż; inni uciekli, on jest tam, by uczestniczyć w męce umiłowanego Mistrza. Tak, ponieważ umiłowany uczeń to ten, kto żyje w zażyłej relacji ze swoim Panem, który „pozostaje w Jego miłości”.
Uczeń od tej godziny wziął Ją do siebie, co oznacza, że cechą charakterystyczną wierzącego jest przyjmować Maryję, być Jej dzieckiem i skłonić Ją, by mu opowiadała o tym kim jest Jezus i uczyć się tego bezpośrednio od Niej.
Punktem centralnym tej sceny są słowa Jezusa; Jezus „widzi” jeszcze zanim coś powie. Spojrzenie Jezusa spoczywa na Matce i na uczniu, który stoi przy Niej. Widzi i mówi. Powiedział do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. To wyrażenie użyte przez ewangelistę wskazuje, że Jezus objawia Matce nową misję. Jezus, w pewnym sensie, mówi do Matki: „Aż do teraz byłaś moją matką, teraz jesteś matką wszystkich tych, których kocham, i za których umieram”. Maryja zostaje przez Jezusa włączona w Jego miłość do ludzkości. On umiera za tę ludzkość i prosi Maryję, by się nią zaopiekowała, by wzięła ją do serca, by stała się jej matką. Piękne jest jednak to, że Jego słowa nie mają charakteru ogólnego, ale osobisty. Jezus nie mówi: „Oto Twoje dzieci”, ale „Oto syn Twój”, ponieważ każdy człowiek jest dzieckiem. Relacja z matką jest osobista. Maryi nie została powierzona ludzkość w sensie ogólnym, ale każdy człowiek osobno: każdy człowiek jest kochany osobiście. Maryja jest zatem naszą matką z woli Pana. Następnie powiedział do ucznia: „Oto Matka twoja! I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie”. Jezus zwraca się także do ucznia, także jemu objawia jego stan: to, że jest synem właśnie tej matki. To zawierzenie jest wzajemne!
Każdemu z nas ta matka dana jest jako dar, ale aby mogła Ona realizować swoje macierzyństwo, konieczne jest, abyśmy my uczynili właśnie to, co zrobił uczeń: „I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie”, czyli do swojego życia, do swojej wewnętrznej przestrzeni. Jego życie jako ucznia naznaczone jest czułą obecnością tej matki. To do nas zatem należy „wprowadzić Ją w to wszystko, co stanowi nasze życie wewnętrzne” (por. RM 45), pozwolić Jej, by realizowała w nas swoje macierzyństwo.
Do osobistej refleksji:
Dzięki temu, że Jan był wierny Jezusowi aż po krzyż, stanął wobec nieoczekiwanego daru matki. Przypomnij sobie jakąś trudną chwilę lub bolesny czas: czego wówczas doświadczałeś?
- „U stóp Krzyża ma początek to szczególne zawierzenie człowieka Bogarodzicy, które w ciągu dziejów Kościoła na różne sposoby bywało podejmowane i wyrażane” (Jan Paweł II, RM 45).
- „W Jej [Maryi] łonie musi dusza się odrodzić wedle formy Jezusa Chrystusa. Ona musi mlekiem swej łaski duszę wykarmić, wypieścić, wychować, tak jak Jezusa karmiła, pieściła i wychowywała. – Na Jej kolanach musi dusza nauczyć się poznawać i kochać Jezusa. Z Jej Serca czerpać miłość ku Niemu, owszem Jej Sercem Go kochać i miłością upodabniać się do Niego” (PMK 1208).
Krok drugi
Żyć na wzór Maryi; Dziewica słuchająca i modląca się
Maryja jest nie tylko naszą matką, daną nam przez konającego Jezusa. Jest także siostrą, która wędruje wraz z nami. Zawierzenie się Niepokalanej znajduje swoje odbicie w życiu na Jej wzór. Co jednak konkretnie oznacza dla nas dzisiaj „żyć na wzór Maryi”? Kiedy św. Maksymilian przeżywał i objaśniał duchowość zawierzenia się Maryi, szukał najodpowiedniejszych słów, aby je wyrazić: „być rzeczą i własnością Maryi”[1]; być „narzędziem w Jej rękach”[2], „należeć do Niej bezgranicznie”[3] – lecz wszystkie te określenia zdawały mu się nieodpowiednie do tego, by w pełni oddać istotę życiowej relacji z Maryją. Pod koniec swego życia, osiągnąwszy dojrzałość, doszedł do świadomości, że zawierzyć się Maryi to „być Maryją”, „stać się Nią”[4]. „Być Maryją” – to propozycja fascynująca i angażująca, którą Ojciec Luigi Faccenda, odnosząc się do postaw Dziewicy Maryi, sugerowanych przez papieża Pawła VI w Marialis cultus[5], skonkretyzował w sformułowaniach, które lubił nazywać „czterema filarami” zawierzenia się. Iść z Maryją, Dziewicą słuchającą, Dziewicą modlącą się, Dziewicą Matką, Dziewicą ofiarującą.
Maryja jest Dziewicą słuchającą, która przyjęła słowo, strzegła go w sercu i dała się przez nie przemienić na obraz Syna.
Maryja przyjęła Słowo w chwili zwiastowania anielskiego. Po rozmowie z Aniołem Maryja, w wolności i z radością, mówi: „Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!” (Łk 1,38). Maryja wypełniła etapy swojego pielgrzymowania wiary w świetle Słowa. Nieprzypadkowo ewangelista dwukrotnie odnotowuje, że „Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2,19.51).
Konfrontując ze sobą słowa i fakty, fakty i słowa, Maryja dokonuje swojego rozeznania. Stara się zrozumieć jak objawia się Bóg: Jak mają się do siebie słowa anioła i fakt narodzin Dziecka w ubóstwie? (por. Łk 2,1-20). Jak pogodzić informację, że będzie matką Syna Bożego ze słowami Symeona, które wyjawiają sposób, w jaki to macierzyństwo będzie się realizować: nie w tryumfie i w chwale, ale w warunkach „uniżenia”? Co oznaczają słowa dorastającego Jezusa, odnalezionego w świątyni: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” (Łk 2,49)? Słowa, których Ona nie rozumie, ale które zachowuje w sercu (por. Łk 2,50-51). Maryja, zachowując w sercu słowa i fakty, pozwala by Bóg objawił się Jej w sposób inny niż Ona oczekiwała. Z ufnością podejmuje wędrówkę Jego tajemniczymi ścieżkami, zdając się na Niego całkowicie. I ta wędrówka doprowadza Ją do stóp krzyża, w pełni włączoną w dar miłości Syna.
Jakże wspaniała jest pochwała kobiety z tłumu, która podnosząc głos woła do Jezusa: „Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś” (Łk 11,27), lecz jeszcze piękniejsza jest pochwała Jezusa, który odpowiada: „Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je” (Łk 1,28). Słowa te, istotnie, odnoszą się przede wszystkim do Maryi, która w całym swoim życiu jest posłuszna Bogu z radością i poddaje się Jego woli.
Święty Maksymilian, już od swej młodości, fundamentem swego życia duchowego czyni konfrontację ze słowem Bożym (por. PMK 842; 843; 844; 864) i odczytuje swoje życie w kluczu posłuszeństwa woli Bożej. Maksymilian nie ma wątpliwości: tym, co naprawdę się liczy nie jest czynienie cudów, lecz pełnienie woli Bożej poprzez święte posłuszeństwo (por. PMK 333). „Pozwól się prowadzić Duchowi Świętemu; pozwól się prowadzić Niepokalanej” (por. PMK 1200; 864) – często powtarzał sam sobie, częściej niż innym. Lecz pozwolić się prowadzić można jedynie wtedy, gdy ma się zaufanie, że jest się w dobrych rękach.
Również my, wędrując z Maryją, możemy doświadczyć piękna życia oświeconego Słowem. Maryja, nasza towarzyszka wędrówki, wskaże nam drogę: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2,5). Rozważając w sercu słowo, konfrontując słowo i życie, my też możemy rozpoznać miłosny plan Ojca, bliskość Jezusa, życie Ducha w nas, dokonać naszego rozeznania, jakże niezbędnego dla dojrzałości wiary i kroczyć jej drogami. My również możemy doświadczyć tego, że posłuszeństwo Bogu, który się objawia, to najwspanialsza rzecz, jaka nas może spotkać. Często lękamy się być posłuszni, ponieważ postrzegamy posłuszeństwo jako ograniczenie wolności. Posłuszeństwo tymczasem, przeciwnie, jest „przymierzem”, które Bóg proponuje właśnie po to, byśmy mieli wolność. Maryja, czytamy w dokumentach Soboru, „nie została czysto biernie przez Boga użyta, lecz z wolną wiarą i posłuszeństwem czynnie współpracowała w dziele zbawienia ludzkiego” (LG 56). Bóg nie chce „czynić” bez nas. Chce nas potrzebować, by uczynić ten świat królestwem sprawiedliwości, miłości, komunii, pokoju. Jeśli „radość Ewangelii napełnia nasze serce oraz całe życie” (por. EG 1), będziemy „współtwórcami radości” (2Kor 1,24), którą On chce obdarzyć wszystkich.
Do osobistej refleksji
PMK 864
Pozwól się prowadzić…
Nic nie ufaj sobie; we wszystkim całkowicie zaufaj (B styczeń 16)
Daj się prowadzić Niepokalanej… Dozwól się prowadzić w Jej rękach…
W rączętach Niepokalanej wszystko możesz. Czego nie wiesz lub nie możesz, oddaj Jej, a będziesz wiedział i mógł to, co jest na jak największą chwałę Bożą – bez granic. – Ona nic nie odmawia grzesznikom, a Przenajświętsze Serce Pana Jezusa nic nie potrafi Jej odmówić. Zawierzaj Jej wszystkie twoje sprawy…
Daj się prowadzić. Niczym się nie martw… Nigdy nie trać nadziei.
Wszystko, wszystko zdaj na Nią. Daj się prowadzić w pokoju; ponieważ to nie ty, ale łaska Boża wraz z tobą ma wszystkiego dokonywać.
Dozwól się prowadzić… Walcz nieustannie ze sobą, aby czynić nie to co ty chcesz, ale czego chce Bóg i dlatego że On tego chce… Zdaj się całkowicie na Boga poprzez Niepokalaną…
Zdaj się bezgranicznie i o nic się nie martw. Ze wszystkim uciekaj się do Niej.
Dozwól się Jej prowadzić nie stawiając granic… Myśl o Niej z ufnością, a Ona będzie pamiętać o tobie.
O nic się nie martw, jedynie o chwałę Bożą poprzez Niepokalaną.
Daj się prowadzić Niepokalanej w miłosnym pokoju…
Nie trać ducha w obliczu trudności; Jej zaufaj… Złóż ufność w Niepokalanej i współpracuj…
Pozwól się prowadzić. Nieograniczona ufność, bo Ona nie dozwoli, abyś się zagubił.
Dlaczego się martwisz i smucisz? Zdaj wszystko na Niepokalaną i wszystko całkowicie Jej zawierz. Ona potrafi naprawić zło i nakierować każdą rzecz na większą chwałę Bożą.
Zaufaj Jej bezgranicznie. Dozwól się prowadzić z ufnością, z wiarą, z miłością (PMK 864).
Maryja – Dziewica modląca się
Drugim filarem duchowej budowli zawierzenia się Maryi jest modlitwa. Taka, która nie jest oderwana od słuchania, ale z nim połączona. Słuchanie bowiem otwiera na dialog z Bogiem, a modlitwa nie jest niczym innym jak żywym dialogiem, komunią, osobistą rozmową z Panem. Relacja z Bogiem karmi się głębokimi rozmowami, milczeniem, pytaniami i odpowiedziami, realizuje się konkretnie poprzez komunikację.
Aby nauczyć się modlić, sięgajmy po wzór Jezusa, a potem naśladujmy przykład Maryi; Ona jest wzorem kogoś, kto chce żyć doświadczeniem modlitwy – Ona, która modliła się całym sercem, całym umysłem i z wszystkich sił. Maryja, czując się związana z Panem w sposób absolutny, zawsze i w pierwszej kolejności zwraca się do Niego, szuka Jego woli, wyczekuje Jego znaków, konfrontuje się z Jego myślą. Cokolwiek Ją spotyka, przeżywa to wraz z Nim, to na Niego patrzy, gdy chce coś zrozumieć, rozeznać, kiedy czuje natchnienie by śpiewać, by dziękować i radować się, kiedy przeżywa ból i czas próby. Krótko mówiąc: zawsze. Maryja zawsze jest w łączności z Ojcem.
Myśląc o Maryi, Dziewicy modlącej się, papież Paweł VI zatrzymuje się na trzech wydarzeniach z Jej życia: Kana Galilejska, Nawiedzenie, Pięćdziesiątnica (por. MC 22).
Kana Galilejska. W jaki sposób Maryja modli się w tamtej sytuacji? Obiektywnym faktem, który przykuwa Jej uwagę, jest brak radości. Wino jest biblijnym symbolem, który odsyła do radości przyniesionej przez Jezusa, do życia pełnego Ducha Świętego. Wobec braku wina Maryja interweniuje. Nie stoi bezczynnie patrząc, nie odcina się od rzeczywistości chroniąc się w swoim świecie. Bierze to na siebie, zastanawia się jak może pomóc, a w końcu decyduje się zainterweniować w sposób, który dla nas jest bardzo ważny. Z czystą wiarą „zanosi” tę sprawę do Jezusa. Zawierza ją Jemu, pozwalając, by to Jej Syn zdecydował jaki sposób zaradzenia w tej sytuacji będzie najbardziej odpowiedni. Poza tym – co nie mniej ważne! – Maryja nie wyręcza sług, ale włącza ich w dynamikę modlitwy. Ta forma modlitwy to wstawiennictwo, to pośredniczenie przed Bogiem w potrzebach innych osób. Nie jest to zwracanie się do Boga powierzchowne, ale głębokie, które rodzi się ze współczucia, które Maryja czuje do każdego człowieka kruchego, ograniczonego różnymi uwarunkowaniami, limitami i z wieloma problemami. Spojrzenie Maryi na Jezusa w Kanie Galilejskiej wyraża modlitwę całą utkaną z miłości matczynej. Maryja uczy nas zatem, by wierzyć w moc modlitwy wstawienniczej, nawet, i przede wszystkim, w trudnych okresach próby: Maryja wstawia się za nami i prowadzi nas, byśmy tak samo czynili innym.
Modlitwa ma wiele twarzy: czasami ma postać prośby, wstawiennictwa, pytania, a czasem wyraża się poprzez śpiew, oddanie chwały, podziękowanie, ponieważ jest sposobem ekspresji kogoś, kto z radością rozpoznaje obecność Boga, Jego miłosierdzie i Jego działanie w historii. Także w tej formie modlitwy Maryja jest tą, która otwiera nam drogę, ukazując nam świetlany przykład takiej modlitwy w Magnificat. Magificat to pieśń radosnego uniesienia, to modlitwa dzieci, które czują się kochane ponad miarę i nie są w stanie tej radości zamknąć tylko w sobie. Po tym, gdy poruszyła najbardziej osobiste struny serca, Maryja nawiązuje do faktów z historii. Rozpoznaje tym samym w jaki sposób Bóg był obecny nawet pośród walk, przemocy, niesprawiedliwości, kryzysów i wszelkiego rodzaju doświadczeń, i jak zawsze okazywał się Ojcem, Ojcem miłosierdzia. W Magnificat, rozszerzając swoje spojrzenie wiary na całą ludzkość, Maryja staje się naszą siostrą, ucząc nas ważnego ćwiczenia wiary w modlitwie: odczytywać naszą historię oczyma Ojca i prosić Go o łaskę stania po Jego stronie, u boku braci.
Wybór Maryi, by podążać ze swoimi dziećmi i dzielić z nimi życie, znalazł swój wyraz w Wieczerniku, po zmartwychwstaniu Jezusa. Naszą uwagę przykuwają dwa szczegóły: głęboka komunia między Maryją i uczniami oraz wytrwałość w modlitwie. Ikonografia przedstawia nieraz tę scenę umieszczając Maryję w centrum, otoczoną Jedenastoma, w ten sposób publicznie wyrażając Jej rolę Matki Kościoła, która dodaje wspólnocie odwagi, by trwać w oczekiwaniu na spełnienie obietnicy Jezusa. To Maryja swoją wiarą podtrzymuje rodzący się Kościół, to Ona jest tą, która utrzymuje żywą i świeżą pamięć życia Jezusa, przekazując pewność, że Jej Syn dopełni rozpoczętego dzieła.
Święty Maksymilian właśnie od Maryi nauczył się modlić bez znużenia, wiedząc, że „wierna, wytrwała modlitwa jest siłą Boga w naszych sercach” (por. PMK 1302). Ojciec Kolbe za istotne uważa strzec „ducha modlitwy” i tym samym dowartościowuje krótkie akty strzeliste, które w ciągu dnia pomagają nam kierować serce ku Panu. „W jakiejkolwiek trudności: «Maryja»” (PMK 842); „Imię Jezusa w myśli, sercu i ustach; często” (PMK 864 F). Dla niego modlitwa jest jak oddech duszy, który daje „szczęście”, „energię”, „pokój” (PMK 784). „Pozwala przejść zwycięsko przez wszystkie nawałnice” (por. Konferencje). Modlitwa, powie podsumowując, „odradza świat” (PMK 784).
Zawierzając się coraz bardziej Maryi, nasze życie, bez względu na sytuacje, jakim musi stawić czoło, w ufnym dialogu z Bogiem odnajdzie oczekiwane wybawienie.
Do osobistej refleksji
Co dla mnie znaczy modlić się?
„Módlmy się i my, módlmy się dobrze, módlmy się wiele i ustnie, i myślnie, a doświadczymy na sobie, jak Niepokalana coraz bardziej opanowywać będzie duszę naszą, jak coraz bardziej pod każdym względem będziemy się stawali Jej, jak znikać będą winy i słabnąć wady, jak łagodnie i potężnie zbliżać się będziemy coraz bardziej do Boga” (PMK 784).
—————————-
[1] por. PMK 28a; 78.
[2] por. PMK 48; 125.
[3] por. PMK 445; 582; 626a.
[4] por. PMK 452; 868R.
[5] MC 16-21.
Krok trzeci
Dziewica Maryja, Matka i ofiarująca
Maryja jest Matką Dziewiczą. Ewidentnie jest to najbardziej charakterystyczna cecha Maryi. Jest Ona, przede wszystkim, Matką Boga. W momencie zwiastowania, będąc posłuszną w wierze, w sposób konkretny oddała do dyspozycji swoje ciało dla wcielenia Syna Bożego.
W Ewangelii św. Łukasza (11,27-28), znajdujemy epizod, w którym pewna kobieta z ludu, zachwycona niezwykłością głoszonego przez Jezusa orędzia, podnosi głos pośród tłumu, wołając: „Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś”. To bardzo popularne wyrażenie – proste i jednocześnie uroczyste. Kościół już od pierwszych wieków uczynił swoimi słowa tej kobiety i nie przestaje wychwalać Tę, która w swoim łonie nosiła Syna Bożego. Mimo tego, Jezus odpowiada: „Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je”.
Jak wiemy z Ewangelii, szczególnie z pochwały, jaka wybrzmiała z ust Elżbiety w jej domu: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana” (Łk 1,45), Maryja zajmuje pierwsze miejsce pośród tych, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je. Jest matką Jezusa, jak pisał św. Augustyn, nie tylko przez fakt, że nosiła Pana w swoim łonie, ale przede wszystkim dlatego, że w wierze Go przyjęła. Maryja jest zatem matką Jezusa, ponieważ dała Mu ciało. Jezus jest naszym bratem właśnie dzięki macierzyństwu Maryi. Maryja jest też matką duchową ze względu na słuchanie Jego słowa. Ten drugi wymiar możemy realizować również my. Także my, jak mówi Jezus, jesteśmy braćmi, siostrami i matkami Pana, jeśli słuchamy Jego słowa i wypełniamy je! (por. Łk 8,21).
To macierzyństwo Maryi wobec Jezusa – które możemy nazwać „duchowym” – na Kalwarii rozszerzyło się i objęło cały świat, dosięgając każdego i każdą z nas. Maryja realizuje swoje macierzyństwo względem nas przede wszystkim wskazując swojego Syna jako jedyny punkt odniesienia: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2,5) i dzałając tak, aby w nas narodził się, wzrastał i umacniał Chrystus. Święty Maksymilian tak o tym pisał:
„W Jej [Maryi] łonie musi dusza się odrodzić wedle formy Jezusa Chrystusa” (PMK 1208).
Tą „formą”, wedle której każdy chrześcijanin musi być ukształtowany, jest Jezus Chrystus. A zatem upodobnienie się do Chrystusa, posiadanie Jego uczuć, jest tym, co w pierwszym rzędzie leży na sercu Maryi jako Matce Jezusa. Maryja, Matka Dziewicza, staje się w ten sposób wzorem macierzyństwa Kościoła, który realizuje swoje macierzyństwo głosząc Jezusa Chrystusa i czyniąc starania, by wzrastał On w sercu człowieka, aby jego życie było szczęśliwe, aby odnajdywało sens, głębię, nadzieję, prawdę.
Maryja, Matka Dziewicza, staje się także wzorem „macierzyństwa” dla tego/tej, kto zawierza się Niepokalanej, które zgodnie z pragnieniem św. Maksymiliana, polega właśnie na „rodzeniu Chrystusa w sercach” (por. PMK 452). Głoszenie Ewangelii jest wielkim aktem miłości. To Ewangelia nawraca serca wyniosłych, a pokornym uświadamia ich godność, jak Dziewica z Nazaretu głosiła już w swoim Magnificat. Jak jednak głosić Ewangelię, jak głosić Jezusa Chrystusa dzisiaj?
Przeżywamy moment wielkiej burzy z powodu epidemii. Maryja swoim macierzyństwem pokazuje nam jak odbudować zaufanie i nadzieję po tragedii: przygarniając ból ludzkości, strzegąc zalążków dobra, które wykiełkowały w czasie zamknięcia, podtrzymując pragnienie braterstwa i solidarności powstałe w bólu – z czułością, troską, miłością, uważnością na drugiego, poczynając od najuboższych, od wykluczonych. Wiemy dobrze, że to nie słowa dotykają serc ludzkich, lecz nasza bliskość, to, że stajemy się słowem miłosierdza, które głosimy.
Spójrzmy znów na św. Maksymiliana Kolbego. On żył ze światłem w sercu: z wewnętrzną pewnością, że „Tylko miłość jest twórcza” (por. PMK 1226). W swoim codziennym doświadczeniu komunii z Chrystusem poprzez zawierzenie się Niepokalanej, stał się on „homo homini” (człowiekiem dla człowieka). W piekle obozu Auschwitz opiekował się o swoimi braćmi, współwięźniami, niczym troskliwa matka. Świadkowie opowiadają, że często oddawał swoją skromną porcję jedzenia, pocieszał najmłodszych, odstępował innym miejsce w infirmerii, a wreszcie oddał życie, by uratować jednego z nich. Komunia życia z Maryją doprowadziła Maksymiliana, i może doprowadzić każdego z nas, do tego by być „homo homini”, wprowadzając do życia codziennego, do rodziny, do pracy, do relacji społecznych, do systemu gospodarczego ten maryjny styl życia – na który składają się troska, miłość, bliskość, solidarność, uprzejma gościnność, piękno – który jako jedyny może nas zbawić.
Do osobistej refleksji
„Jakie postawy w głoszeniu Ewangelii dzisiaj, w obecnym czasie, sugeruje mi macierzyństwo Maryi?”
Maryja Dziewica ofiarująca
Czwartym i ostatnim filarem zawierzenia się Maryi, czwartą postawą, którą Maryja przejawia w najwyższym stopniu, i której uczy się od Niej Ojciec Kolbe, jest ofiara. Ofiarowanie się z miłością jest nawiększym gestem wiary, którego można dokonać w życiu, wiedząc, że ofiarujemy nie rzeczy, lecz siebie samych.
Ofiara konieczna
Ofiarowanie siebie jest postawą dawania, uległości Bogu, zawierzenia, lecz kiedy mówimy o ofiarowaniu, odnosimy się w szczególności do doświadczenia bólu, próby, jako momentu, w którym ofiarowanie nabiera najwyższej wartości i staje się pocieszeniem dla tych, którzy są blisko nas. Ofiarowanie się Bogu w momencie próby to zdecydowany wybór wiary, zjednoczenia się z Jezusem ukrzyżowanym, a zatem w pewnym sensie zaakceptowania wejścia w tajemnicę Jego cierpienia, zbawczej miłości. W taki sposób Maryja ofiaruje siebie u stóp krzyża, jednocząc się z ofiarą Jezusa, która przyniosła nam zbawienie. Tak to ujął św. Paweł: „ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1,24). Ofiarowanie się nie kończy się samo w sobie, ale daje życie innym. Ofiarowanie siebie w ten sposób możliwe jest jedynie pod wpływem działania Ducha Świętego, gdyż nie jest ono zgodne z porządkiem naturalnym, jest postawą wykraczającą poza naturę, ma charakter czysto duchowy. W sercu decydujemy się na ogołocenie – jak św. Franciszek – z naszego naturalnego odzienia, pozwalamy Bogu ukształtować się na nowo i w całej naszej nagości jednoczymy się z ofiarą, którą Jezus złożył z samego siebie.
Dwie ofiary w życiu Maryi
Od chwili, gdy Maryja wysłuchała słów Symeona w świątyni: „A Twoją duszę miecz przeniknie” (Łk 2,35), Jej życie już nie było takie jak dotychczas. Był to moment decydujący: dokonał się przełom, otwarła się przepaść między tym, co przedtem, a tym, co później. Od tej chwili Maryja ofiarowała siebie na nowy sposób. Wcześniej ofiarowała się do granic swojego pojmowania, teraz ofiaruje się dla spraw nowych, które zostaną Jej przepowiedziane. Maryja wzrastała w wierze, dzień po dniu, naśladując Jezusa, a wsłuchując się w życie dodała coś do swojego rozumienia tajemnicy. I poszerzyła swoją zdolność obdarowywania, uczyniła serce bardziej pojemnym. Bardziej zdolnym do miłowania.
Święty Jan Paweł II tłumaczy nam, że „dokonując Odkupienia przez cierpienie, Chrystus wyniósł zarazem ludzkie cierpienie na poziom Odkupienia” (Salvifici doloris, 19). Jezus zatem, zbawiając nas poprzez krzyż, nadaje sens i wartość naszym krzyżom i daje nam możliwość przeżywania ich w takim samym duchu ofiary i odkupienia.
Biorąc pod uwagę tę drogę Maryi – lata, które spędziła na zachowywaniu tego słowa w swoim sercu – rozumiemy, że Bóg przygotowywał Ją do tej próby stopniowo. Najwyższej ofiary Maryja dokonuje na Kalwarii. Jan podkreśla fakt, że Maryja „stała” u stóp krzyża. To „stanie” jest dynamiką ofiary. Maryja nie jest zmknięta w bólu, lecz przyzwala na jego przekroczenie, pozostaje w miłości i nadal trwa w słuchaniu Ojca i swego ukrzyżowanego Syna, by przyjąć każde Jego słowo i wraz z innymi słowami, zachowywać je w sercu. Ofiarować siebie tak jak Maryja, to wejść w proces zbawienia, czuć się częścią pewnego planu i wybrać go jako swój. To żyć Ewangelią bez taryfy ulgowej, bez pomijania czegokolwiek. Nasza natura chciałaby usunąć krzyż, chcielibyśmy od Pana otrzymywać tylko pieszczoty, a tymczasem chrześcijanami stajemy się wtedy, gdy wchodzimy w proces ziarna pszenicy, które jeśli nie obumrze, nie przyniesie owocu.
Ból, który odradza
Co mówi nam ta bezgraniczna egzystencjalna prawda? Biorąc pod uwagę nasze próby, od małych po duże, pierwszą reakcją jest zasmucenie się, użalanie się nad sobą, powtarzanie „dlaczego akurat mnie to spotyka?”; i wszystko to jest naturalne, ludzkie, nie należy tego tłumić. „Panie” – modli się psalmista – „Nakłoń swe ucho, wysłuchaj mnie, Panie, bo jestem nędzny i ubogi” (Ps 86,1). A Pan jest blisko, pociesza. Cierpienie ofiarowane z miłością, przemienia serce. Święty Maksymilian pisał: „Najrozmaitsze trudności, pokusy, przeciwności, niemalże nas czasem nie położą. Ale jeżeli tylko korzenie głęboko tkwić będą w ziemi, pokora coraz głębiej wkopywać się będzie tak, że coraz mniej polegać będziemy na sobie, to Niepokalana sprawi, że to wszystko tylko nam zasługi pomnażać będzie. Doświadczeń jednak potrzeba i przyjdą, bo złoto miłości musi w ogniu utrapień się przeczyszczać [por. Syr 2,5; Za 13,9; 1P 1,7], owszem cierpienie jest pokarmem wzmacniającym miłość” (PMK 658).
Kiedy natomiast buntujemy się przeciwko cierpieniu, ból przeradza się w złość, a nasze serce staje się zatwardziałe. Od tego niebezpieczeństwa uwalnia nas Maryja, w mierze, w jakiej potwierdzimy naszą wolę zawierzenia się Jej, Jej matczynemu sercu, i pozwolić sobie pomóc, by nie zamykać się w sobie samych, gdy jest nam źle. Miłość Boża przemienia tego, kto pozwala jej się przeniknąć. I dokonuje rzeczy wielkich, takich jak uczynienie nas zdolnymi do ofiarowania się z radością, w czasie próby. I może zdarzyć się cud, że spostrzeżemy się, iż „to życie, pomimo wszystkich swoich trudów i swoich doświadczeń, pełne jest łaski, którą można się zachwycić” (papież Franciszek).
Krok czwarty
Uczniowie misjonarze na wzór Maryi
Łk 1,39-45
W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: «Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana».
Maryja „z pośpiechem”, od razu po zwiastowaniu anioła, wyrusza w drogę do domu podeszłej w latach krewnej, Elżbiety. Maryja czyni się od razu uczennicą misjonarką. Od tego momentu, od słów usłyszanych od Bożego posłańca i od Jej radosnej odpowiedzi, rozpoczyna się Jej podróż życia w naśladowaniu Jezusa i ku otwartości na braci.
Zawierzyć się Maryi to odkryć, że jest Ona blisko, że jest towarzyszką drogi, siostrą w wędrówce. Od Niej uczymy się jak wraz z Nią i na Jej wzór być uczniami misjonarzami, dziś, na drogach świata i ścieżkach historii.
Wędrówka Maryi jawi się jako droga ku sobie samej; droga ku Bogu; droga ku drugiemu. Te trzy aspekty „kształtują” ucznia misjonarza.
Droga ku sobie samej
Maryja wstała i poszła z pośpiechem. Podróż Maryi przywodzi na pamięć wędrówkę Abrama: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę” (Rdz 12,1-4). Pan każe Abramowi wyruszyć – zanim jeszcze wyjdzie ku ziemi obiecanej – ku sobie, czyli ku nowemu nastawieniu do samego siebie w relacji do Niego i do wszystkich narodów ziemi. Błogosławieństwo Boże, poprzez Abrama rozszerzy się na całą ludzkość. I Abram jest posłuszny, stając się w ten sposób „ojcem naszej wiary” (por. Rz 4,16).
Tak jak patriarcha Abram, również Maryja rozpoczyna swoją przygodę, wyrusza „ku nowemu spojrzeniu na samą siebie” w relacji do Boga i do wszystkich przyszłych narodów (por. Redemptoris Mater, 14). Błogosławieństwo, które wybrzmi w Ain Karem, w domu Zachariasza, przez usta Elżbiety: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona” (Łk 1,42), odnosi się do Niej, lecz rozszerza się na całą ludzkość. Ponieważ to Dziecko, które Maryja nosi w swoim łonie, jest błogosławieństwem dla całej ludzkości. A Jej wędrówka jest pielgrzymką, która odbywa się w cieniu wiary, jedynie w pełnym wolności zaufaniu Bogu. Poprzez to długie wędrowanie w zawierzaniu się Bogu, stała się Ona „naszą matką w wierze”.
Uczeń misjonarz to przede wszystkim ten, kto podejmuje swoje pielgrzymowanie wiary ku nowemu odniesieniu do samego siebie w relacji do Boga i do wszystkich, którzy podążają z nim, by stać się „błogosławieństwem”. Wędrowanie, często wbrew przeszkodom, ku samemu sobie, ku wierze która nie jest jedynie powierzchowną „dekoracją”, ale przeplata się z jego codzienną wędrówką; która nie szuka zabezpieczeń, ale – podobnie jak wędrówka Maryi – jest w pełni wolnym zawierzeniem się Bogu.
Droga ku Bogu
We fragmencie opisującym nawiedzenie św. Elżbiety, czytamy że Maryja „poszła w góry”. Góra, w Biblii, zawsze oznacza miejsce spotkania z Bogiem. Eliasz spotyka Boga na Horebie (por. 1Krl 19). Jezus często wychodzi samotnie na górę, by się modlić (por. Mt 14,23; Mk 6,46; Łk 6,12; J 6,15). Przemienienie ma miejsce na górze Tabor (por. Łk 9,28-36). Przeczuwamy zatem, że Maryja idzie w góry także w tym sensie, że zanim jeszcze uda się do Elżbiety, rozpoczyna się Jej „«itinerarium ku Bogu»: cała Jej droga wiary” (RM 14). Szuka Boga, szuka swojego życia w Bogu, szuka sensu zdarzeń w Bogu, w Nim szuka sensu tego wydarzenia, które właśnie Ją spotkało. Bóg niech będzie szukany zawsze, przed wszystkim innym, nade wszystko: w modlitwie, w słuchaniu słowa Bożego, w odkrywaniu tego co ciekawe – co również jest formacją, w Eucharystii… Konieczne jest, by strzec wewnętrznej izdebki, w której mieszka Bóg. To ta izdebka jest miejscem, w którym On do nas mówi, i w którym możemy doświadczać, że Jego miłość jest wieczna. A po pobycie na górze – zejść w dół, by wrócić na szlak prowadzący ku drugiemu.
Droga ku drugiemu
Trzeci obraz, który w tym fragmencie roztacza się przed nami: Maryja „w drodze ku drugiemu”. Ewangelista opowiada nam o spotkaniu: „Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę” (Łk 1,40). To radosny uścisk dwóch kobiet; dzieje się coś wielkiego, coś nowego, nieoczekiwanego: Bóg nawiedza swój lud. Czas oczekiwania, zobrazowany przez podeszłą w latach Elżbietę, kończy się. Teraz, w łonie dziewicy jest obecny Bóg. Bóg jest z nami, Bóg nawiedził lud swój. Maryja idzie szybko, ponieważ niesie w sobie tę wspaniałą wieść, wieść, której nie może zatrzymać w sobie i dla siebie: Bóg jest z nami. Tak bardzo Go oczekiwaliśmy i teraz kroczy z nami. To Bóg naszych dróg, naszych dni, naszej historii.
Tym, co każe Maryi wyruszyć w drogę, jest głoszenie misyjne, radosne głoszenie Ewangelii. To dynamika wezwania. Ewangelista Marek trafnie to podkreśla: „I ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki” (Mk 3,14-15). Po chwili intymności następuje głoszenie. Maryja niesie Pana do tego domu, a Elżbieta, napełniona Duchem Świętym, objawia Jej, że jest Matką Pana. A wszystko to wybucha w pieśni chwały: Elżbieta błogosławi Maryję, a Maryja wywyższa swego Boga. Od tamtego dnia wędrówka Ewangelii nie ustała. Kościół, jak Maryja nadal głosi bliskość Boga z Jego ludem.
Być wraz z Maryją uczniami misjonarzami to najpiękniejsza przygoda, jaka może nas spotkać: móc głosić wraz z Nią, że Bóg jest blisko, kocha nas, troszczy się o nas. Papież Franciszek w swoim liście o „radości Ewangelii” przypomina nam, że „na mocy otrzymanego Chrztu, każdy członek Ludu Bożego stał się uczniem misjonarzem (por. Mt 28,19). (…) Nowa ewangelizacja powinna zakładać nowy protagonizm każdego z ochrzczonych. (…) Każdy chrześcijanin jest misjonarzem w takiej mierze, w jakiej spotkał się z miłością Boga w Chrystusie Jezusie. Nie mówmy już więcej, że jesteśmy «uczniami» i «misjonarzami», ale zawsze, że jesteśmy «uczniami-misjonarzami»” (Evangelii Gaudium, 120).
Zawierzenie siebie Maryi, w duchu św. Maksymiliana Kolbego, obejmuje wymiar misji. To my jesteśmy dzisiaj uczniami misjonarzami, którym Bóg powierza misję głoszenia piękna, radości i wolności Ewangelii. Jeśli spotykasz Boga, jeśli Bóg w tobie mieszka, wówczas nie możesz pozostać zamknięty w sobie. Stajesz się szybki jak Maryja, ponieważ to tej wolności i piękna, tego błogosławieństwa świat potrzebuje teraz, także teraz. Ponieważ każdy czas, także ten nasz czas obecny, jest czasem, w którym potrzebujemy, aby wybrzmiała nowina nad nowinami: Bóg jest z nami!
Do osobistej refleksji
Jak ja mogę być dzisiaj uczniem/uczennicą misjonarzem/misjonarką?
Świadectwa osób
które spotkały Maryję i pozwoliły się Jej poprowadzić
Towarzyszka drogi (świadectwo Zofii)
Pewna moja znajoma, misjonarka Niepokalanej Ojca Kolbego, trochę dla żartu poprosiła mnie któregoś dnia o napisanie świadectwa na temat oddania się Maryi. Chętnie podjęłam to wezwanie i dzisiaj, w pierwszą rocznicę mojej konsekracji, pochylam się nad tą kartką i myślę, że przydałby mi się cały zeszyt, by napisać o mnie i o mojej niebieskiej Mamie.
Pobiegłam myślą wstecz, by zrozumieć co skłoniło mnie do całkowitego zawierzenia się Maryi i zobaczyłam, że Ona zawsze była przy mnie. Różaniec miałam przy sobie zawsze: na każdy egzamin na uczelni szłam ściskając go w ręku, z Maryją szłam i płakałam, gdy musiałam stawić czoła jakiemuś trudnemu, ciemnu okresowi mego życia… Różaniec był jedynym prezentem, o który poprosiłam rodziców na moje 21. urodziny.
Tak – gdy się głębiej zastanowić, Maryja zawsze była dla mnie punktem odniesienia, moją towarzyszką w drodze. Kiedyś, w przeszłości, nie lubiłam odmawiać różańca. Robiłam to od czasu do czasu, ale była to dla mnie modlitwa zbyt powtarzalna; potem, z powodu „dziwnych wydarzeń” życiowych, zaczęłam modlić się na różańcu i okazało się, że ta powtarzalność mi służy, że ta modlitwa jest stworzona jakby dla mnie. Ja, która zawsze byłam w biegu i nigdy nie mogłam znaleźć czasu, by pomodlić się na poważnie, odkryłam, że różańcem mogę się modlić wszędzie, nawet jadąc samochodem. Pomagał mi myśleć o Jezusue i pozostawać w zjednoczeniu z Nim. Pewnego dnia, niespodziewanie nadeszła propozycja oddania się Niepokalanej. Z początku całe to przedsięwzięcie wydawało mi się bardzo poważne, myślałam że zabierze mi mnóstwo czasu, że dołoży mi obowiązków do moich i tak już licznych zajęć. Potem jednak, po zastanowieniu i zasięgnięciu dokładniejszych informacji na temat tego co to dokładnie oznacza, powiedziałam: Tak.
Maryja zawsze wie, co jest dla nas najlepsze, czego potrzebujemy, tak zresztą jak Jej Syn… A ja w tamtej chwili naprawdę potrzebowałem oddać się Jej całym sercem i całą duszą. W Jej szkole nauczyłam się kontemplować Boga stojąc u stóp krzyża, widzieć Go poprzez Maryję. Moja modlitwa nie jest już modlitwą złożoną wyłącznie z próśb i „spraw, aby nie …”, ale dzień po dniu staje się wołaniem „bądź wola Twoja!”. Uczę się zawierzać woli Ojca, odczuwać Jego wielką miłość do mnie i do wszystkich Jego dzieci. Pod pełnym miłości przewodnictwem Maryi odkrywam, jak wspaniale jest ofiarowywać Bogu chwile trudne, kłopoty, własne upadki, aby przemieniał to wszystko w nową siłę, aby każdego dnia zaczynać od nowa.
Codzienne oddawanie się Matce Niebieskiej, oddawanie w Jej ręce całego mojego życia i proszenie, by „używała mnie” tak, jak Ona tego chce, otwiera przede mną nowe i nieprzewidywalne drogi, którymi chcę iść z radością i ufnością. Matka Boża uczy mnie, że nie jest ważne, jak dużo robię, ale jak to czynię; tym, co się liczy, jest miłość. To, czym wypełniam sprawy, którymi się zajmuję, co wkładam w troskę o innych, w słuchanie męża, dzieci i ludzi, których spotykam – więcej znaczy niż to, co mogę dla innych zrobić. Z pomocą Maryi łatwiej jest mi świadczyć o miłości Ojca wobec nas, a Jej matczyna czułość wychowuje nas i przygotowuje na spotkanie z Nim. Pozwolić kształtować się Maryi, to cudowne doświadczenie – wiem to, tym żyję.
Zawierzyć się, to być pewnym, że będę dzieckiem na zawsze (świadectwo Jozefa)
Widzę siebie w wieku 32 lat jako człowieka o wrażliwym, lecz delikatnym charakterze, wciąż balansującego między dumą a upokorzeniem, między pragnieniem bycia w centrum uwagi a wygodnym ukrywaniem się w równie wygodnym i usypiającym „odpuszczaniu sobie”. Kilka lat temu byłem taki, może jestem nadal, ale z tego sposobu bycia zacząłem wydobywać to, co w nim dobre, i przestałem myśleć o „pokonywaniu wszystkich swoich ograniczeń”: dlatego szukałem wsparcia.
Propozycja oddania się Niepokalanej, już siedem lat temu, stała okazją do zmiany, „zawrócenia” i wkroczenia na inne drogi, oparte na wierze i na znajomości siebie. Przełom egzystencjalny, moment zerwania, ponieważ oddanie się jest bardzo trudne i jednocześnie bardzo słodkie. Nie mogę dać żadnego świadectwa o „ dokonanych nadzwyczajnych rzeczach”: nie wiem, ile razy po moim oddaniu się Niepokalanej udało mi się wprowadzić Matkę Bożą do czyjegoś serca, ale starałem się zawierzyć Jej moich przyjaciół, którzy przeżywali małe lub wielkie codzienne dramaty, zostawiałem ich w Jej rękach. Nie mam żadnych zadań wychowawczych, prowadzę mało aktywne życie w mojej wspólnocie. A zatem – po co dokonywać oddania się?
Myślę, że zrobiłem to tylko po to, by się zawierzyć, ponieważ miałem i mam potrzebę Matki, która pomogłaby mi żyć po chrześcijańsku, w świecie, który dla chrześcijanina jest złożony, a czasem nawet wrogi. Myślę, że zawierzyłem się, aby nauczyć się dźwigać swoje błędy, a może nawet śmiać się z nich, zupełnie jak dziecko, które śmieje się razem z mamą z powodu kaszki na mleku zrzuconej na podłogę. Oddałem się Niepokalanej 7 czerwca 1998 roku w Borgonuovo, w Domu Niepokalanej, wraz z dziesięcioma innymi chłopcami i dziewczętami, odpowiadając na proste zaproszenie, z typowym dla mnie dążeniem by „zrozumieć”, zracjonalizować.
Kilka miesięcy wcześniej zapytałem misjonarki, gdzie mógłbym poznać i pogłębić „podstawy” konsekracji; moim przewodnikiem były słowa ojca Luigiego Faccendy, napisane w jednym z numerów czasopisma „Era Mariana”. Pozostaje mi zatem wyjaśnić, co dla mnie znaczy zawierzyć się. W „szkole życia” Maryi nie brakowało i nie będzie brakowało trudności i zgryzot, ale także bardzo szczególnej pomocy, specjalnych przyjaciół, którzy są siłą egzystencji, być może krótkowzrocznej, która szuka większego dobra blisko sobie.
Zawierzenie się oznacza więc także rozeznawanie wszystkiego, co może się wydarzyć w życiu chłopca, chłopca, który próbuje stać się mężczyzną i zmierzać ku Stwórcy jako Jego małe stworzenie. Zawierzenie się jest próbą zrozumienia kiedy słowa innych kierowane do mnie są pisane nie z małej, lecz z wielkiej litery; kiedy te Słowa są słowami życia, dla życia. Zawierzenie się jest także wyzwaniem, by otwierać przed sobą samym i przed innymi horyzonty, które są odmienne i odległe od rozumowania idącego po linii wygody: to wskazanie przyjacielowi innego sposobu spojrzenia na jego własne obawy i lęki.
Zawierzenie się to przede wszystkim pozwolić sobie wieczorem na prośbę o „matczyną” pieszczotę, bo dzień był pełen goryczy, zmęczenia i po prostu trzeba odpocząć. To rozmowa z wyjątkową osobą, tak jakbym miał Ją przed sobą, a nawet jakbym Ją miał „wokół” siebie, jakby Jej wielkość objawiała się jako wielka, otaczająca cisza. To moje schronienie, i będzie nim zawsze, kiedy będę go potrzebować; któraż matka nie biegnie do swojego dziecka, gdy ono woła, płacze lub jest smutne? Jestem pewien, że przyjdzie mi z pomocą, jestem pewien Jej obecności. Zawierzyć się, to być pewnym, że będę dzieckiem na zawsze.
Matka Boża (świadectwo Pedro Simoné)
Zawsze kochałem Najświętszą Maryję Pannę jako Matkę Boga i Matkę każdego z nas. Nauczyli mnie tego od dziecka moi rodzice. Pamiętam, że odczuwałem wielki smutek, gdy rozważałem Mękę Jezusa, ponieważ widziałem Matkę Bożą Bolesną i myślałem o Jej cierpieniu, gdy patrzyła na swego Syna, który umierał za nas. Jednocześnie czułem, że Maryja uczyła mnie skąd brać siłę i chęć do znoszenia trudów i cierpień życia.
Jesteśmy z Irmą małżeństwem od wielu lat i widzę, że w naszej relacji obecność Maryi była bardzo ważna, ponieważ to od Niej nauczyliśmy się, jako para, wzajemnej wierności. Nauczyliśmy się przyjmować nasze dzieci, troszczyć się o nie, wychowywać je i towarzyszyć im w każdym czasie. Wraz z Nią staraliśmy się kształtować naszą rodzinę na wzór rodziny z Nazaretu. Czuję, że nasza rodzina była, jest i – mam nadzieję – zawsze będzie błogosławiona przez Boga. To On nas połączył a my staramy się ze względu na Niego i na siebie nawzajem. Każdego dnia staramy się być godnymi Jego miłości. Szczególnie teraz, gdy jesteśmy Wolontariuszami Niepokalanej Ojca Kolbego, zawierzamy Maryi bardziej niż kiedykolwiek naszą rodzinę i nasze życie, aby w Jej dłoniach być głosicielami słowa Bożego i Jego przesłania zbawienia.
To powołanie bardzo umocniło nas w naszym zaangażowaniu w wiarze i w wierności. Zwłaszcza poprzez codzienną modlitwę, którą praktykujemy jako środek i drogę do trwania w komunii z Bogiem i Dziewicą Maryją, i do służby braciom.
Masz pytania?
skontaktuj się z nami!
Misjonarki Niepokalanej Ojca Kolbego
Harmęże, ul. Franciszkańska 13
32-600 Oświęcim
tel. [+48] 338.44.43.47
fax: [+48] 338.44.43.48
mis.kolbe.harmeze@poczta.fm